Jakiś czas temu polecałam Wam kilka niezawodnych narzędzi do nauki języka. Teraz nadszedł sezon wyjazdów zagranicznych i testowania możliwości językowych na żywo, aby przekonać się, na ile udało nam się poznać język obcy. Pewnie wielu z Was będzie próbować swoich sił w zamawianiu dań w języku obcym, czy pozdrawiania obcokrajowców w ich ojczystym języku. Może przy odrobinie odwagi nawet z nawiązaniem small talku. Czy to już znajomość języka? Czy to już poziom komunikatywny?
Bezpośrednią jednak inspiracją do tego posta była zasłyszana w autobusie rozmowa starszego pana z panią, również seniorką, oto cytat:
(…)
-A tam mówi Pani, że zna angielski. Moja córka proszę Pani, ona studiuje w Warszawie. I studiuje na Uniwersytecie Warszawskim i mało tego, że angielski studiuje proszę Pani, to jeszcze francuski. Oni wykłady i wszystko mają w tym angielskim i po francusku proszę Pani – to dopiero znaczy znać język obcy!
No właśnie, czy możemy w ogóle powiedzieć, że „znamy” język obcy?
Córka wyżej opisanego starszego Pana na pewno posługuje się biegle angielskim i francuskim, czy jednak 'zna’ te języki?
A osoba, która swobodnie potrafi poradzić sobie na wakacjach w Egipcie – zarezerwować hotel, zamówić posiłek, kupić bilet. Czy ona zna język?
Mam poczucie, że tak naprawdę nie ma czegoś takiego jak 'znajomość’ języka. Według mnie powiedzenie, że się coś zna, tak trochę w domyśle przekazuje, że ta znajomość się dokonała i jest kompletna. A przecież języka nigdy się nie da poznać kompletnie! Każdego dnia pojawiają się nowe słowa, zwroty, kolokacje. Językiem można się posługiwać biegle lub mniej swobodnie, ale czy coś więcej….?
Drugą sprawą jest moment, w którym możemy powiedzieć, że język 'znamy’ (jeśli jednak zdecydujemy się na to określenie). Dlaczego dziewczyna, która studiuje anglistykę i po wykładach z fonologii potrafi nazwać poszczególne części jamy ustnej została w tym przypadku uznana za kogoś kto 'zna’ język, a osoby, które posługują się językiem w codziennych sytuacjach komunikacyjnych już nie?
Dobrze, to ile musimy umieć, żeby znać język obcy?
Do rozwiania takich wątpliwości z pomocą przychodzą różne skale poziomów znajomości języka. Są to umowne ramy umiejętności, które składają się na konkretny, umownie nazwany poziom. W Europie najczęściej używaną skalą jest ESOKJ, czy oryginalnie CEFR, czyli tzw. Europejski System Opisu Kształcenia Językowego (ang. Common European Framewok of Reference for Languages) opracowała Rada Europy. Opisuje on umiejętności, które pomagają przyporządkować swoją znajomość języka do odpowiedniego poziomu. To właśnie z ESOKJ pochodzą znane nam wszystkim poziomy: A1, A2 (początkujące), B1, B2 (średnio-zaawansowane, jednocześnie poziomy względnej samodzielności językowej), C1, C2 (zaawansowane). Są one powszechnie używane w szczególności w przypadku języków europejskich. Dokładny opis oraz formularze samooceny językowej wg ESOKJ można znaleźć na stronie internetowej Rady Europy.
Jeśli nie ESOKJ to co?
Mimo że ESOKJ uznaje ponad 40 krajów na świecie, istnieją też inne systemy opisu kształcenia językowego. Mogą być one bardziej popularne na innych kontynentach lub w przypadku konkretnych instytucji, jak np. STANAG, który funkcjonuje na potrzeby wojska. Dodatkowo, za dobrze znany wyznacznik poziomu znajomości języka traktuje się też certyfikaty językowe. One również pomagają zdefiniować nasze umiejętności i samodzielność w komunikacji. Koniec końców, opierają się one jednak w większości o ESOKJ, różniąc się w dużej mierze kontekstem i rejestrem języka. Inny certyfikat jest wymagany do przyjęcia na studia za granicą, inny do zdobycia pracy poza granicami kraju, jeszcze inny, aby poświadczyć znajomość języka na potrzeby podjęcia pracy nauczyciela.
A Wy jesteście w stanie z całkowitą pewnością stwierdzić, że znacie język?